piątek, 7 kwietnia 2017

Nadszedł czas zmian



Ostatecznych.

Witajcie moi kochani, bardzo dawno sie nie słyszeliśmy. Jestem na etapie kiedy jestem absolutnie pewna, ze do tego bloga nie powrócę. Jest mnóstwo powodów tej decyzji. Postanowiłam porzucic za mną te dobre jak i złe chwilę. Nie satysfakcjonuje mnie juz dzielenie sie moim życiem tak jak robiłam to wcześniej. Prywatność stała sie ważniejsza. Realizuje również moje pasje, moje marzenia. Małymi kroczkami do przodu. Z tego też powodu zapraszam Was na mojego drugiego, nowo powstałego bloga. Tematyka kompletnie inna jednak w tym odnajduje się najlepiej. Psy stały sie całym moim światem. Zmieniły patrzenie na wiele rzeczy i wyciągnęły mnie z wielu poważnych dołków. Sporty kynologiczne stały sie moim hobby, którym chciałabym się dzielić równiez z Wami. Dlatego serdecznie zapraszam na Fighting Dreamers, bloga o dwóch dziewczynach z jednym marzeniem.

NOWY BLOG

>FIGHTING DREAMERS<









środa, 18 maja 2016

365. Zmiany zawsze powinny być na lepsze.

Witajcie najukochańsi czytelnicy.. tęskniłam.

Wygląda na to, że w dwa miesiące można odwiedzić całkiem wiele miejsc, spędzić ogrom czasu z psami, stracić kilku czytelników i zyskać wielu znajomych. Ponadto znaleźć i stracić pracę w przeciągu kilku dni przez niekompetencje szefowej i znaleźć nową dwa dni później. No i włosy zmieniły kolor na fiolet. Dość ostry. Czy mam na co narzekać? Ano mam, bo te dwa miesiące wcale nie były idealne. Wykosztowałam się okropnie na weterynarza, bo moje dzieci stwierdziły, że jak chorują to oczywiście wspólnie więc koszta mnożymy razy dwa. Nie mam własnego mieszkania, ale to tylko kwestia czasu, bo zmotywowana jestem jak cholera. Najpewniej zostanę w Krakowie, bo czuje się tu po prostu bezpiecznie. Oczywiście nie porzucam planów wyjazdu do Finlandii! Ale nigdzie się nie spieszę. Zrobię wszystko po kolei, zrobię kursy, zrobię szkolenia, zrobię.. Wszystko co chcę zrobić. Będę szczęśliwa tak jak teraz realizując swoje plany i marzenia. Ostatnio słyszałam coś absolutnie absurdalnego mianowicie "tylko pieniądze dają szczęście". Nie przeczę, że miło je mieć, nie przeczę, że są potrzebne (w końcu za co mamusia kupiłaby psiakom zabawki, nie?) ale czy na pewno są najważniejsze? Moje szczęście to las, to łąka i dwie smycze, na których końcu człapią dwie miłości mojego życia. Uśmiecham się ile mogę, cieszę sie z każdej najmniejszej rzeczy. Uwielbiam siedzieć ze szklanką morwy i pokrzywy z sokiem malinowym (moja nowa miłość) i czytać kolejny kryminał. Czy potrzebuję do tego majątku? No właśnie.
Nauczyłam się szukać rozwiązań zamiast problemów jak miałam w zwyczaju jeszcze kilka miesięcy temu. Nie ma "nie da się"! Chcesz podróżować? Wyszukuj okazje, albo biegnij wypatrywać "stopa"! Myślę, że ludzie powinni nauczyć się cieszyć z drobnych rzeczy i nie przejmować tak bardzo zawartością portfela. Uśmiechnąć się czasem dwa razy. Powiedzieć sobie coś miłego, co poprawi nastrój choć na minutę.  Powiedzieć KOMUŚ coś miłego. Usiąść wygodnie na kanapie z ulubioną przekąską, włączyć najśmieszniejszą komedie świata i zaśmiać się.
Ja wreszcie nauczyłam się patrzeć przez różowe okulary. Widzę więcej plusów niż minusów i przede wszystkim staram się je dostrzegać. Nic samo się nie zrobi. Trzeba samemu rozglądać sie za szczęściem. 
A ja? Nareszcie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Tak na prawdę.


A jeśli ktoś z Was jest ciekawy moich fioletowych włosów cały czas jestem aktywna na instagramie. Zapraszam.


ASK     FACEBOOK     TUMBLR     INSTAGRAM    PAZNOKCIE

czwartek, 17 marca 2016

364. Kraków- dlaczego jestem w DOMU

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej..?

Ciężko mi odnieść sie teraz do tych słów ponieważ zostałam zmuszona przez sytuacje do powrotu do Krakowa. Tak, zgadza się- jestem w Krakowie i nie mam pojęcia na jak długo tu zostanę. Muszę odetchnąć, odpocząć od tego co miało miejsce w Kielcach. Otóż już poprzedni post wywołał poruszenie, bo miasto nie przywitało mnie zbyt przyjaźnie. Pożegnało jeszcze gorzej.
Miałam na prawdę fantastyczną pracę, którą uwielbiałam, przyjaciela pod ręką i dwa ukochane psy w niedrogim mieszkaniu. Finansowo dawałam radę, nie mogłam narzekać. Poznałam kilku świetnych ludzi, z którymi mogłam porozmawiać, spędzić czas czy wyjść na piwo. Było na prawdę fantastycznie do czasu. Już ostatnio wspominałam, ze ludzie patrzą sie na mnie w dość dziwny sposób- jakbym nie była tamtejsza. Mieli racje, bo w końcu nie byłam. Wprosiłam się z buciorami na ich teren i jeszcze miałam czelność posiadać DWA psy, które są wręcz pomiotami szatana.
Pierwszymi ofiarami mojego braku czelności by tam zamieszkać byli sąsiedzi, którzy zgodnie stwierdzili, że moje psy wyją i szczekają po nocach, a ja jakimś cudem śpię aż tak mocno, że nawet ich nie słyszę. Sąsiedzi z dołu również, ale przecież są niewiele starsi ode mnie więc nie dość, ze padliśmy ofiarami zbiorowych halucynacji to jeszcze Państwo mają dziecko (dwoje?) - równie upierdliwe dla sąsiadów stworzenie co pies. Ilta i Hoshi regularnie sikały na klatce. Zapewne kiedy szłam do pracy sprytnie otwierały drzwi kluczem, załatwiały swoje i wracały upewniając się, ze zamek na ponów jest zamknięty. Mogę być tylko dumna z takich bystrzachów! Hoshi podobno nawet rzuciła się na jedną z mieszkanek! Żaden z sąsiadów nie powiedział mi nic bezpośrednio odnośnie sprawy. Kilka razy sąsiadka z dołu nawrzeszczała na mnie, ze psiaki bawią się przed blokiem szczekając przy tym radośnie. "Co one tak drą te ryje?!". Zignorowałam. Sąsiad pytał dlaczego nie oddam 'tego' do schroniska, albo nie wymienię na kota. Zignorowałam. Sąsiadka z klatki obok zrobiła mi awanturę żaląc sie obcej osobie wyłapanej przypadkiem na ulicy, że tylko menele mają dwa psy, ze jestem świnią i brudną gówniarą, której psy wszędzie srają. Zaczepiona kobieta odpowiedziała jej tylko 'ale kupy się teraz sprząta' wyręczając mnie tym samym. Aż pożałowałam, że nie założyłam owej sąsiadce worka na głowę- przecież gówno się wyrzuca, nie?
Wspólnota zorganizowała zebranie, na którym mieli dyskutować na temat moich psów i tego co dalej. Wyjechałam więc ich skołatane szczekaniem dusze mogą odetchnąć z ulgą.
Sąsiedzi jednak okazali się moim najmniejszym problemem.
Dzień przed jeszcze wtedy nieplanowanym wyjazdem dostałam wiadomość, że ktoś naśmiewa się ze mnie na pewnej grupie. Przywykłam do hejtów, ale ten był wyjątkowo okrutny. Celował we mnie, moje psy, moją pracę. Grożono mi, wyzywano, wysyłano zdjęcia martwych zwierząt, a co najgorsze do mojej pracy zaczęły napływać emaile ze skargami na moją osobę. Wyjaśniłam to z przełożonymi, kazano mi się nie martwić- w końcu miałam dowody, że to nagonka. Wzięłam głęboki wdech i sprawa wylądowała na policji podparta całym mnóstwem paragrafów, a dowodów również mało nie było. Pojawiły się nazwiska, telefony. Z pewnością zadbam o to, by nie uszło im płazem i w razie konieczności odwołam sie bądź ile razy więc trzymajcie kciuki!
Tego samego dnia wróciłam późnym wieczorem z pracy, a psy mimo, że na klatkę wyprowadzały się same trzeba było jeszcze zabrać na choć krótki spacer. Dostałam zakaz wychodzenia z nimi przed blok więc dla własnego spokoju udałam się do parku 2 minuty od mojego bloku. Ilta zaszczekała więc się odwróciłam dostrzegając dwie postacie. Przeprosiłam grzecznie szczerze przyznając, że "Państwa" nie zauważyłam. Uśmiechnęłam się przepraszająco i odeszłam. Koło mojej głowy przeleciała butelka. Uwierzcie mi, że zahaczyła o moje włosy wiec nie brakowało wiele do tragedii.
Dalej było już tylko wykręcanie rąk, próba wyłamania palców i powalenia na ziemie. Mężczyzna wyższy ode mnie o dwie głowy wraz ze swoją lubą, która stała z boku przyglądając się bez słowa. Rzucił do niej tylko "idź szybko do domu, ja to załatwię" na co odparła krótkim "dobra". Kiedy przyjechała policja wskazałam im gdzie poszedł (bo przecież jestem tak głupia/odważna, że za nim poleciałam i szarpałam go jeszcze po drodze) zaczął żądać karetki, bo tak go dotkliwie pobiłam, że on będzie mdlał i mu słabo. Mam 155cm wzrostu- on co najmniej 2 metry. Ale w sumie padał śnieg wiec zmroził opuchliznę- facet na pewno miał racje. Pobiłam go.
Policja, zeznania, łzy, a finalnie gówno. Żeby cokolwiek z tym zrobiono musiałabym wpłacić 400zł kosztów postępowania. Z to, że gościu mnie zaatakował, rozumiecie?
Policjant w radiowozie powiedział tylko, że to tutaj częste. Następnego dnia z samego rana spakowałam walizki, pożegnałam się z Kilianem i zapakowałam do Krakowa. I jestem. Czuje się tu bezpieczna. Powinnam?










ASK     FACEBOOK     TUMBLR     INSTAGRAM    PAZNOKCIE




czwartek, 18 lutego 2016

363. Krakowianka w Kielcach- postrzeganie.

Witajcie najwspanialsi czytelnicy na jakich mogłam trafić <3 !

Powoli zaczynam ogarniać całą komunikacje w Kielcach.. No dobra! Wiem jak dostać sie do domu, galerii (obu!) i do pracy. Uważam to za mój osobisty sukces ponieważ jestem beztalenciem jeśli chodzi o autobusy i tramwaje i do dziś nie ogarniam tych w Krakowie, a co dopiero w nowym mieście. Trochę bieda, ale z pierwszą wypłata na pewno puści i zacznę bardziej rozsądnie robić zakupy. Z pewnością nie będę się martwić takimi rzeczami jak wieszaki, patelnia, nóż i tak dalej, bo na to wydałam w lutym najwięcej.
Skąd tytuł? Wydawałoby się, że to przecież  tylko 100km. Ludzie tacy sami, świat taki sam. Otóż nie! Sama przyjeżdżając tutaj myślałam, że to tylko mniejsze miasto, a ja przemknę się wśród mieszkańców niezauważona, wtopie w tło i będę sobie żyć. Jakie było moje zdziwienie kiedy od pierwszej osoby usłyszałam 'widać na pierwszy rzut oka, że nie jesteś stad'. Pomyślałam- ok, jedna osoba, w porządku mogło się tak zdarzyć, ale później mówiło mi to coraz więcej ludzi. Więcej ludzi zaczęło się za mną oglądać, a w zasadzie od mojego pierwszego dnia pobytu tutaj tak było. Ludzie odwracali sie. Ba! Zatrzymywali, żeby sie pogapić!! Sformułowania w stylu 'dziewczyna z wielkiego miasta' stały się codziennością od kąd mam kontakt z ludźmi w pracy.
Zgłupiałam! Na prawdę tu zgłupiałam i aż głupio mi w tym momencie mówić skad jestem nie chcąc narażać sie na TO spojrzenie. Na początku myślałam, że mam paranoje, jakąś manie, ale w głowie mam w miarę po kolei i coraz wiecej osób daje mi do zrozumienia, że tu nie pasuje. Nie wiem szczerze mówiac jak to odbierać.
Ludzie w rozmowie za mną wręcz przepraszają za to, że Kielce nie są nowoczesne 'jak Kraków'. Słyszę 'tu są żule/ tu dziewczyny się źle malują/ tu jest niebezpieczna dzielnica (na co zwykle odpowiedam, ze jestem z nowej huty i mam maczetę więc sobie poradzę) / Kielecka młodzież jest bardzo leniwa/ tu się chodzi w tenisówkach!' O zgrozo! W Krakowie TEŻ mamy tenisówki! Też mamy dziewczyny, które nie potrafią sie malować i mniej lub bardziej sympatycznych panów żuli! Kraków nie jest miastem idealnym! Też mamy wady!
Mieszkam tutaj 12 dni i przez tą krótką chwilę miałam mnóstwo dziwnych sytuacji. Sporo miłych i zabawnych jak pan, który zaczął biec tylko po to, żeby mnie wyprzedzić i przytrzymać mi drzwi do autobusu, bo widział, że bym nie zdążyła. Chłopak, który na mnie wpadł i zaczął zagadywać (a ja speszona walnęłam gafę po fińsku). Wielokrotnie mija mnie grupka ludzi i odwracają sie w dość bezczelny sposób szeptajac miedzy sobą 'dobra dupa', które nie wiem czy powinnam traktować jako komplement czy obelgę...eh. Chłopcy krzyczący z okna szkoły, że mam śliczny psy. Kosmos! Jednak zdążyłam też mieć tak nieprzyjemną sytuację, że przez moment zastanawiałam się czy nie wezwać policji. Szłam z psami na smyczy, a znad przeciwka szła dwójka chłopaków. Na oko dałabym jakieś szesnaście lat, ale mniejsza o wiek. Jeden z nich pochylił się i wyciągnął ręce niuniając pod nosem 'śliczny piesek, śliczny piesek' i chlast Ilte w psyk! Nie zdążyłam jej nawet pociągnąć do siebie. Zdążyłam za to się odwdzięczyć siarczystym policzkiem. Uwierzcie, że chciałam go zamordować i nie wiedziałam czy najpierw wydrapać oczy czy udusić. Jak tak w ogóle można!? Raz idącą Hoshi facet prawie kopnął. Sąsiadka z parteru naskoczyła na mnie, że psy hałasują- na zewnątrz, bawiac sie ze sobą o godzinie 18... Nie wiem czy trafiłam na takie przypadki czy tutaj ludzie maja inne podejście do zwierząt. Faktem jest jednak, że do autobusu nie zostałam wpuszczona dwa razy 'bo psy'. Raz kierowca, a raz pasażerowie postanowili, że autobus to nie zo i mam wysiąść z kundlami, bo roznoszą choroby... Pewnie, że trafi sie, że ktoś pochwali, powie, że psiaki są fajne, urocze, czy mogą pogłaskać, ale jak dotąd wiecej było sytuacji kłopotliwych niżeli tych przyjaznych.
Cieszę się jednak, że mam gdzie chodzić, mam z kim chodzić. Odwiedziłam ze znajomym tyle fajnych miejsc na psie spacery, odetchnęłam nieco. No nie jest źle!
Jest dobrze jednak chciałabym czuć sie jak człowiek w świecie ludzi, a nie eksponat na wystawie.





ASK     FACEBOOK     TUMBLR     INSTAGRAM    PAZNOKCIE

niedziela, 14 lutego 2016

362. Przeprowadzona. Przeżyłam!

Witajcie najukochańsi czytelnicy, którzy tak bardzo martwili się o moją przeprowadzkę!

Jak widzicie przeżyłam choć wcale nie było to łatwe. Od dawna o tym marzyłam, by być wreszcie sama, niezależna. Cieszyłam się jak cholera kiedy wreszcie otworzyły się przede mną te drzwi i kiedy postanowiłam, ze jestem juz gotowa by opuścić rodzinne gniazdko. Pakowanie, ekscytacja. Nie ukrywam, że póki nie musiałam wpakować wszystkiego do samochodu i wyjechać było cudownie. Cała drogę myślałam o pracy- o tym czy ją znajdą i czy będę w stanie sie utrzymać. Przez większość czasu tylko to chodziło mi po głowie, a ja chodziłam po wszelkich miejscach rozdając moje cv. Niewiele osób sie odezwało. Co prawda w jednym miejscu chcieli mnie przyjąć od ręki, ale po namyśle zrezygnowałam. 11 godzin na nogach za marne 1000zł-1200zł zdecydowanie nie było dla mnie tym bardziej, że zabrałam ze soba moje czworonożne szczęście, a już pierwszego dnia w Kielcach dołączyła do nas kolejna suczka. Już wcześniej obserwowałam ją na fanpage schroniska Dyminy. Kiedy tylko dotarłam na miejsce pierwsze co zrobiłam to wrzucenie walizek do mieszkania, zabranie Hoshi i jazda do schroniska skąd wróciliśmy z Iltą- moim fińskim wieczorem. Zlęknioną równie bardzo co ja. Obie byłyśmy w nowym miejscu zupełnie odległym od tego co znałyśmy. Myślę, że to, ze spacery z Iltą były tak absorbujace dużo szybciej przestałam myśleć o tym, że jestem sama. Musiałam zając sie moimi psimi dziećmi. Szczerze Wam przyznam, ze pierwsze dwie noce przeryczałam. Uderzyła mnie samotność i kwota jaka wydałam na pierwsze zakupy, a w końcu kupiłam tylko to czego na prawdę potrzebowałam! Mieszkanie samemu to nie jest bajka od początku do końca.



Na szczęście znalazłam pracę na bardzo dobrych warunkach! Jestem na prawdę bardzo szczęśliwa. Dodatkowo zajmuje się tu stylizacja paznokci i muszę przyznać, że robię postępy i sprawia mi to coraz większą frajdę. Szkoda tylko, że większość dziewczyn chce jednolite, krótkie pazurki, a ja uwielbiam zaszaleć ze zdobieniami!
Nie jest lekko ale daje radę. Mam tu cudownych znajomych, najukochańsze zwierzaki i jakoś to będzię. Musi być dobrze- nie widzę innego wyjścia!















ASK     FACEBOOK     TUMBLR     INSTAGRAM    PAZNOKCIE

środa, 3 lutego 2016

361. Syrenka i serduszko



3 dni do przeprowadzki. Coraz większy stres i coraz większy bałagan. Chce, żeby już było po wszystkim.
Dzisiaj bawiliśmy się tak:





ASK     FACEBOOK     TUMBLR     INSTAGRAM    PAZNOKCIE

poniedziałek, 1 lutego 2016

360. Mam plan !

Witajcie najcudowniejsi czytelnicy na całym świecie! :D

6 lutego jestem już w Kielcach! Już jestem po części spakowana i odliczam dni do wyjazdu, którego nie mogę sie już doczekać. Dalej nie mogę uwierzyć, że udało mi się to wszystko doprowadzić do końca, bo mam tendencje to przerywania w pół drogi.
W każdym razie jak wiecie zajęłam się ostatnio robieniem paznokci. I idzie mi! Na prawdę jestem zadowolona z efektów, a co najważniejsze osoby, którym je robię są zadowolone. W związku z tym wreszcie założyłam stronę na facebooku. Kto wie, może będzie z tego mój mały biznes :) ?

















ASK     FACEBOOK     TUMBLR     INSTAGRAM    PAZNOKCIE

piątek, 8 stycznia 2016

359. To już 2016..?!


Święta święta i po świętach. Sylwester też w zasadzie minął szybciej niż bym mogła przypuszczać. Ten kto śledzi mojego instagrama widział, że spędziłam go w Kielcach wraz z Hoshi i znajomymi ( i wróciłam opatulona w psi kocyk). Największym fenomenem był to, że przez 100km taszczyłam ze sobą aparat, a finalnie nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. Byłam zbyt... Zajęta.
Pytacie się co z przeprowadzką, jak wygląda mieszkanie, kiedy i przede wszystkim czy się nie boje? Szczerze mówiąc boje się cholernie. O pracę, o utrzymanie. Nie mam przecież pojęcia czy nie będę potrzebować więcej pieniędzy niż zarobię. Nie mam w ogóle rozeznania, ale przecież każdy kiedyś zaczynał. Uczył się samodzielności. Dostawał tego 'kopa w tyłek' i pruł do przodu. Kraków to co innego, ale kiedy jadę do innego miasta. 'To nie tak daleko'. Ale jednak... Najważniejsze jest dla mnie, że nie będę tam sama. To taki komfort psychiczny, którego bardzo rozpaczliwie potrzebuję. Wynoszę się najprawdopodobniej na początku lub na końcu lutego. Trzymajcie za mnie kciuki!

Mame, kiedy ten pociąg?

No ale najbardziej mnie ciekawi...Jak minął Wasz sylwester? :D





ASK         FACEBOOK        TUMBLR       INSTAGRAM

czwartek, 24 grudnia 2015

358. Christmas make-up?

 Witajcie najwspanialsi czytelniczy tej wigilii !

Mocno dla zabicia czasu, bardzo for fun i jeszcze bardziej z nudów. Teraz jeszcze trochę pogłowię się nad makijażem na sylwestra. Zwykle wszystkie wcześniejsze próby i nawet 'ten jeden' dnia ostatecznego zostają zamienione na 'tego nie było w planach' A jak u Was z makijażem? Spontanicznie, czy wolicie doszlifować każdy element ?





Chciałabym Wam tym samym życzyć spokojnych i ciepłych świąt Bożego Narodzenia.  Aby ten czas był tym najmilszym i najlepiej wspominanym do końca roku. Nawet jeśli jest do dla Was dzień jak co dzień życzę z całego serca, by cały był pełen uśmiechu i miłości.
Nieście szczęście! Wesołych Świąt.  





ASK         FACEBOOK        TUMBLR       INSTAGRAM

357. Jak mnie nie było to nie znaczy, że umarłam!

Tak kochani! Ja nadal żyje!

Trochę się podziało. Dużo poważnych decyzji, dużo planów mniejszych i większych. Co na początek? A może zacznę od przeprowadzki. Chyba nadszedł dla mnie ten czas, żeby wyfrunąć z gniazda, posmakować trochę samodzielności. Wszyscy krzyczą nad głową, ze nie będzie łatwo. Ktoś powiedział, ze będzie? Mam wielką ochotę udowodnić wszystkim, którzy nie wierzyli, że potrafię. Jeszcze ich zaskoczę!
Gdzie się wybieram? Do Kielc. Czemu tam? Bo mieszkania nie są drogie, terenów zielonych mam cały ogrom i jeszcze trochę, a to ważne kiedy ma się psa *świadomy właściciel*. No i nie będę tam sama. Na ile? Nie na wieczność oczywiście. Półtora roku i znikam. Gdańsk? Poznań? Może od razu Finlandia? Oh, tak wtrącę, że zaczęłam naukę Fińskiego. Cudowny, cholernie trudny i wcale nie popularny język. No w każdym razie zobaczymy jak będzie wyglądać najbliższe kilka miesięcy. Trzymajcie kciuki kochani <3.



















ASK         FACEBOOK        TUMBLR       INSTAGRAM